5.
To był meczący miesiąc...bez żadnych wstępów zapraszam na kolejny odcinek :)
31 maja 2016, Berlin
Poczułam delikatny wiatr we włosach kiedy stanęłam na chodniku przed lotniskiem. Byłam zmęczona. Zmiana strefy czasowej niezbyt dobrze na mnie wpływała. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu taksówki. Było tłoczno. Ludzie pędzili przez siebie. Stałam wśród całego zamieszania. Byłam nieobecna. Założyłam okulary przeciwsłoneczne kiedy zauważyłam, że każdy na mnie krzywo patrzy. Moja twarz była opuchnięta od płaczu. Płakałam cały lot i nawet nie zmrużyłam oka. Chciałam tylko znaleźć się w swoim domu i położył się do łóżka. Miałam nadzieję też, że nie będzie tam Adama. Oby dalej przebywał w LA. Spotkanie z nim było teraz akurat najmniej potrzebne. Zatrzymałam taksówkę. Kierowca pomógł mi z walizką. Podałam adres. Kiedy ruszyliśmy spojrzałam jeszcze do tyłu z myślą, że już za późno żeby wrócić. Zawsze robiłam głupie rzeczy. Zawsze podejmowałam złe decyzje nie licząc się z konsekwencjami. Przymknęłam oczy i oparłam głowę o zagłówek. Po niecałych trzydziestu minutach byłam już pod domem. Zapłaciłam i podziękowałam kierowcy sztucznym uśmiechem. Chwyciłam za rączkę walizki i udałam się w stronę wejścia. Nerwowo w torebce szukałam kluczy od mieszkania. Weszłam i zamknęłam za sobą drzwi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś co wskaże na to, iż Adama nie ma w domu. Pusto. Oparłam się o drzwi wejściowe wybuchając płaczem osuwając się na podłogę. Nie wiem ile siedziałam w takim stanie. Godzinę ? Dwie ? Przetarłam policzki skrawkiem rękawów bluzki i udałam się do łazienki.
Letnia woda w przyjemny sposób znów zmywała ze mnie trudy ostatnich dni. Dotykając swojego ramienia przechodził mnie dreszcz. Biłam się z myślami i wspomnieniami kiedy to Tom dotykał mojego ramienia z niezwykłą czułością. Zaczęłam żałować, że uciekłam. Przecież by mi pomógł. Pomógł by mi. Powiedział, że wszystko będzie dobrze. Mimo, że to oklepane to z jego ust brzmiałoby to jak najbardziej wiarygodnie. Zdeptałam całego jego zaufanie. Mam nadzieje, że kiedyś będzie potrafił mi wybaczyć a ja będę potrafiła mu spojrzeć w oczy. Wyszłam z łazienki i udałam się wprost do łóżka zabierając po drodze z walizki laptopa. Łóżka, które już nie miało dla mnie jakiekolwiek znaczenia. Nie było już łożem małżeńskim a zwykłym meblem. Zawsze byłam sentymentalna, ale teraz wszystko odeszło jakby ręką odjąć. Położyłam się włączając sprzęt. Niewiele myśląc wygooglowałam starszego Kaulitza. Patrzyłam na ekran z jego zdjęciem czując jak pod powiekami znów zbierają mi się łzy. Delikatnie opuszkami palców dotknęłam powierzchni monitora zatapiając się w jego czekoladowych oczach. Nawet nie wiedziałam kiedy usnęłam. Padłam ze zmęczenia.
Los Angeles
Wróciłem do domu praktycznie nad ranem. Robiło się widno. Bill pewnie spał więc bez żadnego starcia planowałem się położyć od razu na kanapie. Nie chciałem spać w swojej sypialni. Wszedłem do mieszkania i niechlujnie zdjąłem buty a kurtkę rzuciłem na komodę. Patrząc na swoje dłonie udałem się w kierunku salonu. Miałem już się kłaść kiedy spojrzałem na fotel w rogu pomieszczenia. Cholera. Bill. Jeszcze tego brakowało żebym musiał mu się tłumaczyć. Zapalił lampkę na stoliku i spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem. Czułem się jak gówniarz wracający nad ranem do domu po nocnej schadzce.
- Tom , gdzie Ty kurwa byłeś i gdzie masz telefon - Bill wysyczał przez zęby.
Ohh, chciałbyś wiedzieć gdzie ja byłem i co robiłem. Wiedziałem, że jednak nie mogę mu wszystkiego powiedzieć. Miał Meg i pewnie by nawet nie zrozumiał przebiegu sytuacji. Zakochani nie widząc nic poza czubkiem własnych nosów. Usiadłem na kanapie patrząc przed siebie. Bill patrzył na mnie pytająco i wiedziałem, że zaraz wybuchnie, więc postanowiłem w jakiś sposób zaspokoić jego ciekawość.
- Piłem a co mogłem robić ? - spojrzałem na niego.
Prychnął. Tak bardzo nie lubiłem kiedy to robił. Zachowywał się wtedy jak rozkapryszony nastolek, który przechodził okres dojrzewania i buntował się przeciwko wszystkim i wszystkiemu.
- No tak nic nowego - westchnął - A Ann gdzie ? - przewiercił mnie wzrokiem od środka.
Zaśmiałem się tylko pod nosem i wygodnie ułożyłem się na kanapie. Naprawdę nie chciałem z nim o tym rozmawiać. Chciałem też zachować pozory jak wszystko głęboko mam w dupie. Jeszcze raz się zaśmiałem patrząc na brata.
- Bill, gdzie jest Ann ? - zwilżyłem usta i obróciłem się na bok.
Słyszałem jak wstał z fotela. Podszedł do mnie i delikatnie mnie szturchnął. Machnąłem do niego tylko ręką żeby dał mi spokój. Bill zrezygnowany głęboko westchnął i udał się do swojej sypialni. Nie wiedziałem, że tak łatwo mi pójdzie. Wyciągnąłem telefon ze spodni. W galerii znalazłem zdjęcie Ann, które zrobiłem kiedy słodko spała. Rzuciłem telefonem o drewniany stolik stojący zaraz przy kanapie. Bolało gorzej niż rozstanie z Rią. Cholera, co ona ze mną zrobiła ? Kręcąc się jeszcze myślałem jak nisko upadłem tej nocy. Zmęczony własnymi myślami zasnąłem.
Obudził mnie hałas dobiegający z kuchni. Otworzyłem powoli oczy czując suchość w ustach. Rozejrzałem się po salonie i ostrożnie usiadłem. Przetarłem dłońmi twarz i szorując nogami udałem się do kuchni. Przy stole siedziała Meg a Bill stał i starał się jej coś wytłumaczyć w dość ostry sposób. Kłócili się? Spojrzałem kątem oka na brata chwytając butelkę wody stojącą na blacie przy oknie. Brat spojrzał na mnie pytająco a ja odwzajemniłem w dokładnie taki sam sposób spojrzenie.
Gdzie byłeś? - dalej patrzył na mnie pytająco.
Nie mam 5 lat żeby mu się spowiadać. Czasem był gorzej uporczywy niż nasza matka. Wzruszyłem tylko ramionami i napiłem się wody. Bill jeszcze raz powtórzył pytanie. Miałem kaca a na kacu wszystko zawsze mnie irytowało. Gwałtownie odsunąłem krzesło i usiadłem do stołu. Bill zatkał dlonią nos i się skrzywił.
-Śmierdzisz jak jakiś menel spod sklepu. Smród fajek wymieszany z tanim alkoholem - spojrzał na mnie z odrazą.
Lekko się uśmiechnąłem sam do siebie. Tak Bill, taki jest zapach stoczonego człowieka. Nie miałem ochoty z nim dyskutować. Ogólnie to nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Dalej nie wiedziałem co ta dziewczyna ze mną zrobiła, że tak w krótkim czasie zwróciła mi w głowie. Spoglądałem na Maggie i na Billa. Dziewczyna chyba zrozumiała, że powinna nas sama zostawić. Wstała i głośno wypuściła powietrze z płuc i udała się w stronę łazienki. Brat tylko odkrząchnął i spojrzał mi w oczy.
-Tom, co Ty znowu robisz? - oparł głowę o swoja dłoń.
Co to za pytanie? Co niby robię? Zawsze taki byłem. Napiłem się wody.
-Byłem na imprezie. - odpowiedziałem spokojnym głosem.
-Co z Ann? - dalej na mnie patrzył troskliwym wzrokiem.
No nie wytrzymam.
-Znowu o to pytasz? Nie ma jej i nie będzie. Wróciła pewnie do męża. Jeszcze jakieś pytanka? Zachowujesz się jak matka. - przekręciłem oczami i wysyczałem przez zęby. Bill spojrzał podejrzliwie na mnie
- Jestem Twoim bratem ! - prawie krzyczał. Wstałem od stołu.
Zaśmiałem się i pokręciłem głową i udałem się do łazienki. Patrzyłem na swoje odbicie w lustrze. Oczy miałem przekrwione podkreślone wyraźnie sińcami pod oczami. Wrak człowieka. Stałem chwilę się zastanawiając co dalej. Zadzwonić do niej ? Napisać ? Szybko starałem się odgonić od siebie te myśli z taką samą szybkością jak pojawiły się w mojej głowie. Chciałem o niej zapomnieć, ale jakaś wewnętrzna siła mi na to nie pozwalała. Może powinienem jej szukać ? Spojrzałem jeszcze raz na swoje odbicie i przemyłem zmęczoną twarz zimną wodą. Wyszedłem z łazienki w poszukiwaniu swojego telefonu. Zajrzałem pod stolik w salonie. Leżał. Nerwowo wybrałem numer Ann. Wsłuchiwałem się w dźwięk nawiązującego połączenia. Cisza. Byłem w stanie jej wybaczyć to, że znikła. Mówiłem, że to ona miewa zmienne nastroje, ale najwidoczniej mi też to się udzieliło. Jednocześnie byłem na nią wściekły a zarazem chciałem ją cholernie przytulić. Przypominając sobie ostatnią noc w barze ukryłem twarz w swoich dłoniach i głęboko westchnąłem. Poczułem dłoń brata na swoim barku, który po chwili siedział już koło mnie. Usiadł na kanapie po turecku i spojrzał na mnie.
- Tom, dzwoniłeś do niej ? - powiedział cichym głosem.
- Nie odbiera…- westchnąłem.
Poczułem potrzebę wyrzucenia wszystkiego z siebie. Bill zawsze był skłonny mnie wysłuchać i zawsze starał się mnie wesprzeć w jakikolwiek sposób. W domu była Meg więc wiedziałem, że to nie jest odpowiedni moment na gorzkie żale. Wszyscy uważali mnie za twardy okaz więc nie mogłem się rozkleić przy wszystkich.
- Możesz się wyrwać z domu czy masz plany z Meggie ? - spojrzałem na brata, który delikatnie się uśmiechnął.
- Dobra, zbieraj się. Idę powiedzieć jej, że mamy męską sprawę do załatwienia. - wstał z kanapy i pobiegł na górę. Sam poszedłem się trochę ogarnąć.
- Tom , gdzie jedziemy ? - Bill spojrzał na mnie.
Było strasznie gorąco. Range Rover sunął po rozpalonym asfalcie. Starałem skupić się na jeździe, ale słońce raziło moje oczy.
- Venice Beach, pasuje? - spojrzałem kąta okiem na brata - Podasz mi z schowka okulary?
Bill podał mi o to co poprosiłem. Miejsce w które jechaliśmy nie należało do spokojnej dzielnicy, ale byłem przekonany, że wśród gwaru nad wodą znajdziemy jakiś skrawek dla siebie żeby przysiąść i spokojnie porozmawiać. Przeczuwałem jednak, że to nie będzie zwykła rozmowa tylko mój monolog. Bill oczywiście uznał, że to świetna okazja na piknik i zabrał ze sobą kosz pełen serów, owoców i bezalkoholowego piwa. Przeczuwał, że sprawa jest poważna, jednak dobry duch go nie opuszczał i cieszył się jak dziecko na samą myśl spędzenia ze mną trochę czasu.
Plaża na Venice była już prawie pełna jak na południe. Bill z dumą niósł koszyk i ciągnął za sobą na smyczy Pumbę co ewidentnie jej się to nie podobało. Nie lubiła przebywać wśród tłumów ludzi. Usiedliśmy praktycznie przy samym brzegu wody a brat wyciągał z koszyka jedzenie i podał mi butelkę piwa. Skinęłem głową otwierając trunek i wziąłem pierwszy łyk. Piwo bez procentów nie było piwem, ale nie chciałem sprawić mu przykrości więc postanowiłem wypić bez marudzenia. Poza tym kierowałem.
- No więc co się dzieje ? - Bill zdjął buty i rozłożył się na piasku.
Przetarłem czoło swoją dłonią. Dawaj Tom, to ten moment kiedy czas z siebie zrobić rozżalonego dupka.
- Nie wiem co się dzieje, że znikła bez słowa - przełknąłem ślinę. - nie odbiera telefonów, byłem wczoraj u niej. Sąsiadka powiedziała, że wyjechała.
Bill słuchał uważnie patrząc na mnie zajadając się winogronami.
- Nie wiem co zrobiłem źle - kontynuowałem - znam ją krótki czas a czuję jakbym stracił część siebie - upiłem łyk piwa.
- Zakochałeś się - dalej na mnie patrzył lekko się uśmiechając.
Co on piepszy. Fakt, istniała miłość od pierwszego wejrzenia, wierzyłem w to. Z Rią tak było, ale nie chciałem, żeby mój brat odkrył, że jednak coś tam z romantyka w sobie mam.
- Bill to nie miłość. Wczoraj po przemyśleniach udałem się do baru, sprułem się jak świnia i dałem się wykorzystać jakiejś lasce. Jakbym ją kochał to bym się nie dał innej. Proste. - Przegryzłem kawałek sera rozglądając się wokół nas. Nie chciałem mu spojrzeć w oczy.
- Tom, człowiek nawet kochając robi głupie rzeczy w chwilach słabości i w upojeniu alkoholowym - prychnął.
- Co ja mam zrobić ? Z jednej strony jej nie chce widzieć. A z drugiej się o nią martwię. - odchyliłem głowę lekko do tyłu patrząc na czyste niebo. Spojrzałem kąta okiem, że robi właśnie to samo.
- Daj jej czas - powiedział.
Nie takiej pomocy od niego się spodziewałem. Jak mam czekać ? Czas w tym przypadku dużo nie pomoże a wręcz zaszkodzi. Cholera. Się wjebałem na maxa.
- Nie mogę bez niej…- szepnąłem.
Bill pokręcił przecząco głową. Dopiłem piwo i wrzuciłem pustą butelkę do koszyka.
- Jedź do niej. - brat wzruszył ramionami.
- Żebym wiedział jeszcze gdzie. Czy do Niemiec czy do Polski. Praktycznie nic o niej nie wiem. To przytłaczające. Odpuszczam Bill, przejdzie mi. Kilka imprez i panienek i będzie dobrze. - uśmiechnąłem się do siebie. To, że siebie sam oszukiwałem nie było dobre a to, że oszukiwałem brata było jeszcze gorsze. Bill tylko cicho się zaśmiał. wiedział, że ciężko będzie mnie przekonać do zmiany decyzji, więc zmienił temat i z pasją zaczął opowiadać o swoich nowych modowych pomysłach a ja patrzyłem przed siebie i udawałem, że go słucham. Odpuszczam. Choć wewnątrz czułem się z tym chujowo.
1 czerwca 2016 , Berlin.
Obudziłam się dopiero na drugi dzień. Podejrzewam, że spałabym dalej gdyby mój żołądek nie dawał oznak, że jest pusty. Leniwie wstałam z łóżka i zaspana udałam się do kuchni. Prawie po omacku włączyłam ekspres do kawy i udałam się w stronę balkonu. Odsłonęłam zasłony i uchyliłam balkonowe okno żeby chociaż trochę wpuścić świeżego powietrza do domu. Za oknem dzień dopiero się zaczynał a słońce próbowało wbić się w górę między wysokimi budynkami. Zrobiłam sobie kawę i otworzyłam lodówkę. Pusta. Coraz bardziej skręcało mnie z głodu. Było za wcześnie, żeby udać się do pobliskiego sklepu. Moje bagaże dalej leżały w przedpokoju. Otworzyłam walizkę i wyciągnęłam z niej kardigan, który założyłam. Wzięłam filiżankę do ręki i rozłożyłam się na hamaku na balkonie patrząc jak Berlin budzi się ze snu. Myślami ciągle wracałam do wydarzeń z ostatnich dni i coraz bardziej żałowałam. Żałowałam podjętych decyzji pod wpływem emocji. Żałowałam nawet tego, że pozwoliłam Tomowi zbliżyć się do siebie. Mimo, że mi cholernie go brakowało wiedziałam, że ta znajomość nie miała by przyszłości, ale łudziłam się. Łudziłam się, że a może jednak chociaż raz będzie tak jak ja chcę. Los nie był dla mnie łaskawy i obdarzył mnie czymś czego pragnęłam od dawna. Tylko nie w odpowiednim momencie. Sama już nie wiedziałam czego chce i co czuje.
Leżałam tak długo aż berlińskie słońce ogrzewało moją twarz. Podniosłam się i udałam się do łazienki w celu porannej toalety. Musiałam jechać na zakupy. Chwyciłam za telefon leżący w sypialni na stoliku nocnym. Skrzywiłam się kiedy zobaczyłam na wyświetlaczu połączenie od Toma. Wahałam się czy powinnam oddzwonić. Napisać? Westchnęłam tylko głośno i zamiast numeru Toma zadzwoniłam do Katrin. Pracowałyśmy razem. Była moją najlepszą pracownicą. Wszystko mogłam jej powierzyć. Nie zawodziła mnie w życiu zawodowym a tak samo prywatnym. Dla mnie była kobietą sukcesu. Miała z góry założony cel zawodowy do którego nieustannie i zarazem skutecznie dążyła. Miała kochającego męża Alberta i uroczą trzyletnią córeczkę Julię. Swój azyl zbudowali na obrzeżach Berlina. Życie jak z bajki. Katrin odebrała po długim oczekiwaniu.
- O hej Ann, wróciłaś? Przepraszam, że szybciej nie odebrałam, ale Julka mi rozrzuciła całe papiery…- usłyszałam głos przyjaciółki. Zaśmiałam się sama do siebie.
- Okej, słuchaj bierz małą i przyjeżdżajcie. Mam sporo nowinek, pustą lodówkę no i oczywiście tęskniłam - odpowiedziałam jednym tchem. Starałam się żeby nie mogła poznać, że coś jest nie tak. Zawsze się o mnie martwiła i nie mogłam pozwolić żeby szybko do mnie jechała z dzieckiem na pokładzie. Katrin się zgodziła. Oczekując na moje dziewczyny postanowiłam zająć czymś myśli i zabrałam się do przeglądania aplikacji potencjalnych kandydatów do mojego biura. Będąc w ciąży wolałam być w jakiś sposób zabezpieczona i mieć kogoś w razie wu jakbym zaniemogła i musiałabym plackiem leżeć w domu. Miałam cichą nadzieję jednak, że uda mi się popracować jak najdłużej.
Po niecałej godzinie od laptopa odciągnął mnie dzwonek do drzwi. Wstałam i szybkim truchtem podbiegłam do drzwi w których ujrzałam Katrin i małą Julię. Bez żadnego słowa dałam małej buziaka w policzek a do przyjaciółki bardzo mocno się przytuliłam. Spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem.
- Ann, co się dzieje? Wyglądasz jak zombi. Adam jest?
Zagryzłam swoje wargi. Zaprosiłam dziewczyny do salonu. Usiadłyśmy na skórzanej kanapie a ja głośno westchnęłam. Musiałam przerwać tą ciszę, ale tak bardzo bałam się, że wybuchnę płaczem. Przetarłam dłońmi o swoje uda i spojrzałam na koleżankę. Postanowiłam jak narazie krótko opisać zarys całej sytuacji.
-Adama nie ma. Wróciłam sama. Szczęście w nieszczęściu, bo jestem… - nabrałam powietrze do płuc - no bo jestem w ciąży. Do tego poznałam kogoś, ale to już raczej bez znaczenia.
Katrin patrzyła na mnie wielkimi oczyma. Nic nie mówiła. Z jej twarzy mogłam odczytać jedynie, że jest w szoku. No cholera, powiedz coś...
-No dobra… - odetchnęłam z ulgą kiedy zaczęła mówić. - Czekaj. Analizuje. Byłaś na wakacjach z Adamem. Wróciłaś sama, bo poznałaś kogoś i jesteś w ciąży. Czekaj. Nie za szybko na diagnozę? - spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
Znów głośno westchnęłam. Czasem rozumiała wszystko inaczej i jej tok myślenia nie raz poprawiał mi humor.
-Nie tak - uśmiechnęłam się. - Adam mnie zdradził w Los Angeles na imprezie. Przystawił się do mnie pewien facet, który widział całe zajście. Bawiliśmy się dalej tej samej nocy. Na drugi dzień mnie odwiózł do domu. Ja wpadłam w depresję a on któregoś razu po prostu przyjechał zobaczyć jak się czuje. Spotykaliśmy się tak wiesz. Niezobowiązująco. Szykowałam się do niego na imprezę i coś mnie podkusiło zrobić test. Pozytywny. I uciekłam. Bez słowa.
Patrzyłam na Katrin a ona nawet się nie uśmiechała.
- O kur.. - przerwała swoją wypowiedź zatykając usta i patrząc na małą Julię bawiącą się na wielkim puchatym dywanie. - Czyli dziecko jest Adama a między Tobą a tym gościem nic nie było?
- No, tylko się całowaliśmy, bo ja w sumie chciałam - powiedziałam cichym głosem.
Przyjaciółka kiwnęła tylko głową potwierdzając, że rozumie.
- Twój Adam Cię zdradził? - krzyknęła do mnie po chwili namysłu a ja lekko podskoczyłam. Czułam jak pod moimi powiekami zbierają się łzy. Kiwnęłam tylko głową. Widziała, że dalsze zwierzenia źle mogą się dla mnie skończyć więc zebrałyśmy się póki co na zakupy.
- Adam się do Ciebie odzywał? - Katrin przerwała ciszę spoglądając na tylne lusterko aby zobaczyć czy oby Julka nie zasnęła.
Zaprzeczyłam ruchem głowy. Oparłam się o dłoń i patrzyłam na zatłoczone miasto czując jak znów ściska mnie w sercu. Żal? Tęsknota? Nawet nie potrafiłam opisać co czuję. Spojrzałam na Katrin.
-Jak się obudziłam to miałam połączenie od Toma - wypaliłam.
- Tom to ten gość którego poznałaś? - spojrzała na mnie kątem oka.
Przytaknęłam głową.
- Oddzwoniłaś?
- Gdzie tam. Katrin co ja mam mu powiedzieć? Będę samotną matką, zaopiekuj się mną i dzieckiem, bo działasz na mnie… - przerwałam.
No właśnie jak? Ciągle wobec niego miałam mieszane uczucia.
Katrin spojrzała na mnie pytająco.
-No właśnie w tym problem, że nie wiem jak. Kiedy byłam przy nim czułam się wspaniale. Był taki troskliwy. Z drugiej strony za krótko się znamy a rzekłabym, że prawie w ogóle. Więc też nie rozumiem swoich wyrzutów sumienia, że wyjechałam bez słowa.
Przyjaciółka głośno westchnęła i podniosła dłonie na znak, że też nie ma pojęcia jak to wszystko zdefiniować.
- Teraz moja droga do lekarza a później pomyślimy co zrobić dalej. - powiedziała do mnie czule się uśmiechając.
No w sumie, żadnego lepszego wyjścia z obecności sytuacji nie widzę. Katrin sprawie zaparkowała pod marketem i udałyśmy się na zakupy. W jednej chwili przypomniały mi się zakupy z Tomem i zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że tylko on może mi pomóc, ale czy aby na pewno ?
31 maja 2016, Berlin
Poczułam delikatny wiatr we włosach kiedy stanęłam na chodniku przed lotniskiem. Byłam zmęczona. Zmiana strefy czasowej niezbyt dobrze na mnie wpływała. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu taksówki. Było tłoczno. Ludzie pędzili przez siebie. Stałam wśród całego zamieszania. Byłam nieobecna. Założyłam okulary przeciwsłoneczne kiedy zauważyłam, że każdy na mnie krzywo patrzy. Moja twarz była opuchnięta od płaczu. Płakałam cały lot i nawet nie zmrużyłam oka. Chciałam tylko znaleźć się w swoim domu i położył się do łóżka. Miałam nadzieję też, że nie będzie tam Adama. Oby dalej przebywał w LA. Spotkanie z nim było teraz akurat najmniej potrzebne. Zatrzymałam taksówkę. Kierowca pomógł mi z walizką. Podałam adres. Kiedy ruszyliśmy spojrzałam jeszcze do tyłu z myślą, że już za późno żeby wrócić. Zawsze robiłam głupie rzeczy. Zawsze podejmowałam złe decyzje nie licząc się z konsekwencjami. Przymknęłam oczy i oparłam głowę o zagłówek. Po niecałych trzydziestu minutach byłam już pod domem. Zapłaciłam i podziękowałam kierowcy sztucznym uśmiechem. Chwyciłam za rączkę walizki i udałam się w stronę wejścia. Nerwowo w torebce szukałam kluczy od mieszkania. Weszłam i zamknęłam za sobą drzwi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś co wskaże na to, iż Adama nie ma w domu. Pusto. Oparłam się o drzwi wejściowe wybuchając płaczem osuwając się na podłogę. Nie wiem ile siedziałam w takim stanie. Godzinę ? Dwie ? Przetarłam policzki skrawkiem rękawów bluzki i udałam się do łazienki.
Letnia woda w przyjemny sposób znów zmywała ze mnie trudy ostatnich dni. Dotykając swojego ramienia przechodził mnie dreszcz. Biłam się z myślami i wspomnieniami kiedy to Tom dotykał mojego ramienia z niezwykłą czułością. Zaczęłam żałować, że uciekłam. Przecież by mi pomógł. Pomógł by mi. Powiedział, że wszystko będzie dobrze. Mimo, że to oklepane to z jego ust brzmiałoby to jak najbardziej wiarygodnie. Zdeptałam całego jego zaufanie. Mam nadzieje, że kiedyś będzie potrafił mi wybaczyć a ja będę potrafiła mu spojrzeć w oczy. Wyszłam z łazienki i udałam się wprost do łóżka zabierając po drodze z walizki laptopa. Łóżka, które już nie miało dla mnie jakiekolwiek znaczenia. Nie było już łożem małżeńskim a zwykłym meblem. Zawsze byłam sentymentalna, ale teraz wszystko odeszło jakby ręką odjąć. Położyłam się włączając sprzęt. Niewiele myśląc wygooglowałam starszego Kaulitza. Patrzyłam na ekran z jego zdjęciem czując jak pod powiekami znów zbierają mi się łzy. Delikatnie opuszkami palców dotknęłam powierzchni monitora zatapiając się w jego czekoladowych oczach. Nawet nie wiedziałam kiedy usnęłam. Padłam ze zmęczenia.
Los Angeles
Wróciłem do domu praktycznie nad ranem. Robiło się widno. Bill pewnie spał więc bez żadnego starcia planowałem się położyć od razu na kanapie. Nie chciałem spać w swojej sypialni. Wszedłem do mieszkania i niechlujnie zdjąłem buty a kurtkę rzuciłem na komodę. Patrząc na swoje dłonie udałem się w kierunku salonu. Miałem już się kłaść kiedy spojrzałem na fotel w rogu pomieszczenia. Cholera. Bill. Jeszcze tego brakowało żebym musiał mu się tłumaczyć. Zapalił lampkę na stoliku i spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem. Czułem się jak gówniarz wracający nad ranem do domu po nocnej schadzce.
- Tom , gdzie Ty kurwa byłeś i gdzie masz telefon - Bill wysyczał przez zęby.
Ohh, chciałbyś wiedzieć gdzie ja byłem i co robiłem. Wiedziałem, że jednak nie mogę mu wszystkiego powiedzieć. Miał Meg i pewnie by nawet nie zrozumiał przebiegu sytuacji. Zakochani nie widząc nic poza czubkiem własnych nosów. Usiadłem na kanapie patrząc przed siebie. Bill patrzył na mnie pytająco i wiedziałem, że zaraz wybuchnie, więc postanowiłem w jakiś sposób zaspokoić jego ciekawość.
- Piłem a co mogłem robić ? - spojrzałem na niego.
Prychnął. Tak bardzo nie lubiłem kiedy to robił. Zachowywał się wtedy jak rozkapryszony nastolek, który przechodził okres dojrzewania i buntował się przeciwko wszystkim i wszystkiemu.
- No tak nic nowego - westchnął - A Ann gdzie ? - przewiercił mnie wzrokiem od środka.
Zaśmiałem się tylko pod nosem i wygodnie ułożyłem się na kanapie. Naprawdę nie chciałem z nim o tym rozmawiać. Chciałem też zachować pozory jak wszystko głęboko mam w dupie. Jeszcze raz się zaśmiałem patrząc na brata.
- Bill, gdzie jest Ann ? - zwilżyłem usta i obróciłem się na bok.
Słyszałem jak wstał z fotela. Podszedł do mnie i delikatnie mnie szturchnął. Machnąłem do niego tylko ręką żeby dał mi spokój. Bill zrezygnowany głęboko westchnął i udał się do swojej sypialni. Nie wiedziałem, że tak łatwo mi pójdzie. Wyciągnąłem telefon ze spodni. W galerii znalazłem zdjęcie Ann, które zrobiłem kiedy słodko spała. Rzuciłem telefonem o drewniany stolik stojący zaraz przy kanapie. Bolało gorzej niż rozstanie z Rią. Cholera, co ona ze mną zrobiła ? Kręcąc się jeszcze myślałem jak nisko upadłem tej nocy. Zmęczony własnymi myślami zasnąłem.
Obudził mnie hałas dobiegający z kuchni. Otworzyłem powoli oczy czując suchość w ustach. Rozejrzałem się po salonie i ostrożnie usiadłem. Przetarłem dłońmi twarz i szorując nogami udałem się do kuchni. Przy stole siedziała Meg a Bill stał i starał się jej coś wytłumaczyć w dość ostry sposób. Kłócili się? Spojrzałem kątem oka na brata chwytając butelkę wody stojącą na blacie przy oknie. Brat spojrzał na mnie pytająco a ja odwzajemniłem w dokładnie taki sam sposób spojrzenie.
Gdzie byłeś? - dalej patrzył na mnie pytająco.
Nie mam 5 lat żeby mu się spowiadać. Czasem był gorzej uporczywy niż nasza matka. Wzruszyłem tylko ramionami i napiłem się wody. Bill jeszcze raz powtórzył pytanie. Miałem kaca a na kacu wszystko zawsze mnie irytowało. Gwałtownie odsunąłem krzesło i usiadłem do stołu. Bill zatkał dlonią nos i się skrzywił.
-Śmierdzisz jak jakiś menel spod sklepu. Smród fajek wymieszany z tanim alkoholem - spojrzał na mnie z odrazą.
Lekko się uśmiechnąłem sam do siebie. Tak Bill, taki jest zapach stoczonego człowieka. Nie miałem ochoty z nim dyskutować. Ogólnie to nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Dalej nie wiedziałem co ta dziewczyna ze mną zrobiła, że tak w krótkim czasie zwróciła mi w głowie. Spoglądałem na Maggie i na Billa. Dziewczyna chyba zrozumiała, że powinna nas sama zostawić. Wstała i głośno wypuściła powietrze z płuc i udała się w stronę łazienki. Brat tylko odkrząchnął i spojrzał mi w oczy.
-Tom, co Ty znowu robisz? - oparł głowę o swoja dłoń.
Co to za pytanie? Co niby robię? Zawsze taki byłem. Napiłem się wody.
-Byłem na imprezie. - odpowiedziałem spokojnym głosem.
-Co z Ann? - dalej na mnie patrzył troskliwym wzrokiem.
No nie wytrzymam.
-Znowu o to pytasz? Nie ma jej i nie będzie. Wróciła pewnie do męża. Jeszcze jakieś pytanka? Zachowujesz się jak matka. - przekręciłem oczami i wysyczałem przez zęby. Bill spojrzał podejrzliwie na mnie
- Jestem Twoim bratem ! - prawie krzyczał. Wstałem od stołu.
Zaśmiałem się i pokręciłem głową i udałem się do łazienki. Patrzyłem na swoje odbicie w lustrze. Oczy miałem przekrwione podkreślone wyraźnie sińcami pod oczami. Wrak człowieka. Stałem chwilę się zastanawiając co dalej. Zadzwonić do niej ? Napisać ? Szybko starałem się odgonić od siebie te myśli z taką samą szybkością jak pojawiły się w mojej głowie. Chciałem o niej zapomnieć, ale jakaś wewnętrzna siła mi na to nie pozwalała. Może powinienem jej szukać ? Spojrzałem jeszcze raz na swoje odbicie i przemyłem zmęczoną twarz zimną wodą. Wyszedłem z łazienki w poszukiwaniu swojego telefonu. Zajrzałem pod stolik w salonie. Leżał. Nerwowo wybrałem numer Ann. Wsłuchiwałem się w dźwięk nawiązującego połączenia. Cisza. Byłem w stanie jej wybaczyć to, że znikła. Mówiłem, że to ona miewa zmienne nastroje, ale najwidoczniej mi też to się udzieliło. Jednocześnie byłem na nią wściekły a zarazem chciałem ją cholernie przytulić. Przypominając sobie ostatnią noc w barze ukryłem twarz w swoich dłoniach i głęboko westchnąłem. Poczułem dłoń brata na swoim barku, który po chwili siedział już koło mnie. Usiadł na kanapie po turecku i spojrzał na mnie.
- Tom, dzwoniłeś do niej ? - powiedział cichym głosem.
- Nie odbiera…- westchnąłem.
Poczułem potrzebę wyrzucenia wszystkiego z siebie. Bill zawsze był skłonny mnie wysłuchać i zawsze starał się mnie wesprzeć w jakikolwiek sposób. W domu była Meg więc wiedziałem, że to nie jest odpowiedni moment na gorzkie żale. Wszyscy uważali mnie za twardy okaz więc nie mogłem się rozkleić przy wszystkich.
- Możesz się wyrwać z domu czy masz plany z Meggie ? - spojrzałem na brata, który delikatnie się uśmiechnął.
- Dobra, zbieraj się. Idę powiedzieć jej, że mamy męską sprawę do załatwienia. - wstał z kanapy i pobiegł na górę. Sam poszedłem się trochę ogarnąć.
- Tom , gdzie jedziemy ? - Bill spojrzał na mnie.
Było strasznie gorąco. Range Rover sunął po rozpalonym asfalcie. Starałem skupić się na jeździe, ale słońce raziło moje oczy.
- Venice Beach, pasuje? - spojrzałem kąta okiem na brata - Podasz mi z schowka okulary?
Bill podał mi o to co poprosiłem. Miejsce w które jechaliśmy nie należało do spokojnej dzielnicy, ale byłem przekonany, że wśród gwaru nad wodą znajdziemy jakiś skrawek dla siebie żeby przysiąść i spokojnie porozmawiać. Przeczuwałem jednak, że to nie będzie zwykła rozmowa tylko mój monolog. Bill oczywiście uznał, że to świetna okazja na piknik i zabrał ze sobą kosz pełen serów, owoców i bezalkoholowego piwa. Przeczuwał, że sprawa jest poważna, jednak dobry duch go nie opuszczał i cieszył się jak dziecko na samą myśl spędzenia ze mną trochę czasu.
Plaża na Venice była już prawie pełna jak na południe. Bill z dumą niósł koszyk i ciągnął za sobą na smyczy Pumbę co ewidentnie jej się to nie podobało. Nie lubiła przebywać wśród tłumów ludzi. Usiedliśmy praktycznie przy samym brzegu wody a brat wyciągał z koszyka jedzenie i podał mi butelkę piwa. Skinęłem głową otwierając trunek i wziąłem pierwszy łyk. Piwo bez procentów nie było piwem, ale nie chciałem sprawić mu przykrości więc postanowiłem wypić bez marudzenia. Poza tym kierowałem.
- No więc co się dzieje ? - Bill zdjął buty i rozłożył się na piasku.
Przetarłem czoło swoją dłonią. Dawaj Tom, to ten moment kiedy czas z siebie zrobić rozżalonego dupka.
- Nie wiem co się dzieje, że znikła bez słowa - przełknąłem ślinę. - nie odbiera telefonów, byłem wczoraj u niej. Sąsiadka powiedziała, że wyjechała.
Bill słuchał uważnie patrząc na mnie zajadając się winogronami.
- Nie wiem co zrobiłem źle - kontynuowałem - znam ją krótki czas a czuję jakbym stracił część siebie - upiłem łyk piwa.
- Zakochałeś się - dalej na mnie patrzył lekko się uśmiechając.
Co on piepszy. Fakt, istniała miłość od pierwszego wejrzenia, wierzyłem w to. Z Rią tak było, ale nie chciałem, żeby mój brat odkrył, że jednak coś tam z romantyka w sobie mam.
- Bill to nie miłość. Wczoraj po przemyśleniach udałem się do baru, sprułem się jak świnia i dałem się wykorzystać jakiejś lasce. Jakbym ją kochał to bym się nie dał innej. Proste. - Przegryzłem kawałek sera rozglądając się wokół nas. Nie chciałem mu spojrzeć w oczy.
- Tom, człowiek nawet kochając robi głupie rzeczy w chwilach słabości i w upojeniu alkoholowym - prychnął.
- Co ja mam zrobić ? Z jednej strony jej nie chce widzieć. A z drugiej się o nią martwię. - odchyliłem głowę lekko do tyłu patrząc na czyste niebo. Spojrzałem kąta okiem, że robi właśnie to samo.
- Daj jej czas - powiedział.
Nie takiej pomocy od niego się spodziewałem. Jak mam czekać ? Czas w tym przypadku dużo nie pomoże a wręcz zaszkodzi. Cholera. Się wjebałem na maxa.
- Nie mogę bez niej…- szepnąłem.
Bill pokręcił przecząco głową. Dopiłem piwo i wrzuciłem pustą butelkę do koszyka.
- Jedź do niej. - brat wzruszył ramionami.
- Żebym wiedział jeszcze gdzie. Czy do Niemiec czy do Polski. Praktycznie nic o niej nie wiem. To przytłaczające. Odpuszczam Bill, przejdzie mi. Kilka imprez i panienek i będzie dobrze. - uśmiechnąłem się do siebie. To, że siebie sam oszukiwałem nie było dobre a to, że oszukiwałem brata było jeszcze gorsze. Bill tylko cicho się zaśmiał. wiedział, że ciężko będzie mnie przekonać do zmiany decyzji, więc zmienił temat i z pasją zaczął opowiadać o swoich nowych modowych pomysłach a ja patrzyłem przed siebie i udawałem, że go słucham. Odpuszczam. Choć wewnątrz czułem się z tym chujowo.
1 czerwca 2016 , Berlin.
Obudziłam się dopiero na drugi dzień. Podejrzewam, że spałabym dalej gdyby mój żołądek nie dawał oznak, że jest pusty. Leniwie wstałam z łóżka i zaspana udałam się do kuchni. Prawie po omacku włączyłam ekspres do kawy i udałam się w stronę balkonu. Odsłonęłam zasłony i uchyliłam balkonowe okno żeby chociaż trochę wpuścić świeżego powietrza do domu. Za oknem dzień dopiero się zaczynał a słońce próbowało wbić się w górę między wysokimi budynkami. Zrobiłam sobie kawę i otworzyłam lodówkę. Pusta. Coraz bardziej skręcało mnie z głodu. Było za wcześnie, żeby udać się do pobliskiego sklepu. Moje bagaże dalej leżały w przedpokoju. Otworzyłam walizkę i wyciągnęłam z niej kardigan, który założyłam. Wzięłam filiżankę do ręki i rozłożyłam się na hamaku na balkonie patrząc jak Berlin budzi się ze snu. Myślami ciągle wracałam do wydarzeń z ostatnich dni i coraz bardziej żałowałam. Żałowałam podjętych decyzji pod wpływem emocji. Żałowałam nawet tego, że pozwoliłam Tomowi zbliżyć się do siebie. Mimo, że mi cholernie go brakowało wiedziałam, że ta znajomość nie miała by przyszłości, ale łudziłam się. Łudziłam się, że a może jednak chociaż raz będzie tak jak ja chcę. Los nie był dla mnie łaskawy i obdarzył mnie czymś czego pragnęłam od dawna. Tylko nie w odpowiednim momencie. Sama już nie wiedziałam czego chce i co czuje.
Leżałam tak długo aż berlińskie słońce ogrzewało moją twarz. Podniosłam się i udałam się do łazienki w celu porannej toalety. Musiałam jechać na zakupy. Chwyciłam za telefon leżący w sypialni na stoliku nocnym. Skrzywiłam się kiedy zobaczyłam na wyświetlaczu połączenie od Toma. Wahałam się czy powinnam oddzwonić. Napisać? Westchnęłam tylko głośno i zamiast numeru Toma zadzwoniłam do Katrin. Pracowałyśmy razem. Była moją najlepszą pracownicą. Wszystko mogłam jej powierzyć. Nie zawodziła mnie w życiu zawodowym a tak samo prywatnym. Dla mnie była kobietą sukcesu. Miała z góry założony cel zawodowy do którego nieustannie i zarazem skutecznie dążyła. Miała kochającego męża Alberta i uroczą trzyletnią córeczkę Julię. Swój azyl zbudowali na obrzeżach Berlina. Życie jak z bajki. Katrin odebrała po długim oczekiwaniu.
- O hej Ann, wróciłaś? Przepraszam, że szybciej nie odebrałam, ale Julka mi rozrzuciła całe papiery…- usłyszałam głos przyjaciółki. Zaśmiałam się sama do siebie.
- Okej, słuchaj bierz małą i przyjeżdżajcie. Mam sporo nowinek, pustą lodówkę no i oczywiście tęskniłam - odpowiedziałam jednym tchem. Starałam się żeby nie mogła poznać, że coś jest nie tak. Zawsze się o mnie martwiła i nie mogłam pozwolić żeby szybko do mnie jechała z dzieckiem na pokładzie. Katrin się zgodziła. Oczekując na moje dziewczyny postanowiłam zająć czymś myśli i zabrałam się do przeglądania aplikacji potencjalnych kandydatów do mojego biura. Będąc w ciąży wolałam być w jakiś sposób zabezpieczona i mieć kogoś w razie wu jakbym zaniemogła i musiałabym plackiem leżeć w domu. Miałam cichą nadzieję jednak, że uda mi się popracować jak najdłużej.
Po niecałej godzinie od laptopa odciągnął mnie dzwonek do drzwi. Wstałam i szybkim truchtem podbiegłam do drzwi w których ujrzałam Katrin i małą Julię. Bez żadnego słowa dałam małej buziaka w policzek a do przyjaciółki bardzo mocno się przytuliłam. Spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem.
- Ann, co się dzieje? Wyglądasz jak zombi. Adam jest?
Zagryzłam swoje wargi. Zaprosiłam dziewczyny do salonu. Usiadłyśmy na skórzanej kanapie a ja głośno westchnęłam. Musiałam przerwać tą ciszę, ale tak bardzo bałam się, że wybuchnę płaczem. Przetarłam dłońmi o swoje uda i spojrzałam na koleżankę. Postanowiłam jak narazie krótko opisać zarys całej sytuacji.
-Adama nie ma. Wróciłam sama. Szczęście w nieszczęściu, bo jestem… - nabrałam powietrze do płuc - no bo jestem w ciąży. Do tego poznałam kogoś, ale to już raczej bez znaczenia.
Katrin patrzyła na mnie wielkimi oczyma. Nic nie mówiła. Z jej twarzy mogłam odczytać jedynie, że jest w szoku. No cholera, powiedz coś...
-No dobra… - odetchnęłam z ulgą kiedy zaczęła mówić. - Czekaj. Analizuje. Byłaś na wakacjach z Adamem. Wróciłaś sama, bo poznałaś kogoś i jesteś w ciąży. Czekaj. Nie za szybko na diagnozę? - spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
Znów głośno westchnęłam. Czasem rozumiała wszystko inaczej i jej tok myślenia nie raz poprawiał mi humor.
-Nie tak - uśmiechnęłam się. - Adam mnie zdradził w Los Angeles na imprezie. Przystawił się do mnie pewien facet, który widział całe zajście. Bawiliśmy się dalej tej samej nocy. Na drugi dzień mnie odwiózł do domu. Ja wpadłam w depresję a on któregoś razu po prostu przyjechał zobaczyć jak się czuje. Spotykaliśmy się tak wiesz. Niezobowiązująco. Szykowałam się do niego na imprezę i coś mnie podkusiło zrobić test. Pozytywny. I uciekłam. Bez słowa.
Patrzyłam na Katrin a ona nawet się nie uśmiechała.
- O kur.. - przerwała swoją wypowiedź zatykając usta i patrząc na małą Julię bawiącą się na wielkim puchatym dywanie. - Czyli dziecko jest Adama a między Tobą a tym gościem nic nie było?
- No, tylko się całowaliśmy, bo ja w sumie chciałam - powiedziałam cichym głosem.
Przyjaciółka kiwnęła tylko głową potwierdzając, że rozumie.
- Twój Adam Cię zdradził? - krzyknęła do mnie po chwili namysłu a ja lekko podskoczyłam. Czułam jak pod moimi powiekami zbierają się łzy. Kiwnęłam tylko głową. Widziała, że dalsze zwierzenia źle mogą się dla mnie skończyć więc zebrałyśmy się póki co na zakupy.
- Adam się do Ciebie odzywał? - Katrin przerwała ciszę spoglądając na tylne lusterko aby zobaczyć czy oby Julka nie zasnęła.
Zaprzeczyłam ruchem głowy. Oparłam się o dłoń i patrzyłam na zatłoczone miasto czując jak znów ściska mnie w sercu. Żal? Tęsknota? Nawet nie potrafiłam opisać co czuję. Spojrzałam na Katrin.
-Jak się obudziłam to miałam połączenie od Toma - wypaliłam.
- Tom to ten gość którego poznałaś? - spojrzała na mnie kątem oka.
Przytaknęłam głową.
- Oddzwoniłaś?
- Gdzie tam. Katrin co ja mam mu powiedzieć? Będę samotną matką, zaopiekuj się mną i dzieckiem, bo działasz na mnie… - przerwałam.
No właśnie jak? Ciągle wobec niego miałam mieszane uczucia.
Katrin spojrzała na mnie pytająco.
-No właśnie w tym problem, że nie wiem jak. Kiedy byłam przy nim czułam się wspaniale. Był taki troskliwy. Z drugiej strony za krótko się znamy a rzekłabym, że prawie w ogóle. Więc też nie rozumiem swoich wyrzutów sumienia, że wyjechałam bez słowa.
Przyjaciółka głośno westchnęła i podniosła dłonie na znak, że też nie ma pojęcia jak to wszystko zdefiniować.
- Teraz moja droga do lekarza a później pomyślimy co zrobić dalej. - powiedziała do mnie czule się uśmiechając.
No w sumie, żadnego lepszego wyjścia z obecności sytuacji nie widzę. Katrin sprawie zaparkowała pod marketem i udałyśmy się na zakupy. W jednej chwili przypomniały mi się zakupy z Tomem i zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że tylko on może mi pomóc, ale czy aby na pewno ?
Tu się dalej dzieje, ale co z poprawkami w pierwszych rozdziałach? :( Nie chcę wyjść na upierdliwą, ale ja wciąż czekam ;>
OdpowiedzUsuńCoś tam działałam, ale muszę przyznać, że poprawki na telefonie to nie było dobrą opcją. Wrócę z podróży to kolejny raz poprawię już na tip top :)
UsuńPlus jest taki, że poprawiając rozdziały w końcu dostrzegłam jakiego bałaganu narobiłam :)