6.



15 czerwca 2016, Berlin.

- Ania, długo będziesz tak stała ? Czas już wejść do środka - Katrin stała przede mną i machała rękami.
Stałyśmy od dobrych 20 minut przed Praxisgemeinschaft am Wittenbergplatz. Doskonale wiedziałam, że wizyty u lekarza nie uniknę, ale miałam w sobie na jakiś sposób wewnętrzną blokadę. Moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa a w głowie miałam mętlik. Stałam i patrzyłam na drzwi frontowe jak zahipnotyzowana. Parę miesięcy temu w podskokach i z uśmiechem na twarzy weszłabym do budynku a teraz najzwyczajniej chciałam po prostu zwiać. Katrin chwyciła mnie za rękę i delikatnie pociągnęła.
- Nie bądź dzieckiem i chodź. Mnie to ciekawość zżera Ciebie nie ? - spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem.
- Nie - odpowiedziałam krótko.
Nawet nie wiedziałam co mam jej powiedzieć. Chciałam mieć już to za sobą, ale za cholerę nie potrafiłam tam wejść. Głośno westchnęłam. Przyjaciółka otworzyła drzwi i puściła mnie przodem. Powiedziałabym nawet, że mnie tam wepchnęła. Podeszłyśmy do lady przy której siedziała drobna blondynka w okularach.
- Dzień dobry. Miałyśmy umówioną wizytę na godzinę 16.00 - Katrin delikatnie uśmiechnęła się do recepcjonistki.
Blondyna spojrzała na nas spod okularów i sztucznie się uśmiechnęła prosząc o dowód tożsamości. Podając jej dokument również sztucznie się uśmiechnęłam. Odnosiłyśmy wrażenie, że chyba siedzi tam za karę. Recepcjonistka pokierowała nas pod właściwe drzwi. Usiadłyśmy na szklanych krzesełkach pod gabinetem. Wyciągnęłam telefon z kopertówki i spojrzałam na wyświetlacz. 15.55. Mam jeszcze chwilę, żeby uciec. Głośno westchnęłam dalej patrząc na telefon.
- Dzwonił ? - Katrin dotknęła mojego ramienia uśmiechając się.
Wrzuciłam aparat z powrotem do torebki i spojrzałam na nią zaprzeczając głową zaciskając usta w cienką linię. Znowu chciało mi się płakać. Płakałam rano, w ciągu dnia, wieczorem a w nocy wylewałam potok łez. Katrin była niesamowitą przyjaciółką i oparciem, ale brakowało mi czegoś. Albo kogoś. Tom nie dzwonił i nie pisał przez ostatnie dni. Nie byłam na tyle silna, żeby pierwsza się odezwać. Wiem, powinnam. Jak zwykle stchórzyłam a wyrzuty sumienia nie pozwalały mi spać. Mimo to, wmawiałam sobie, że jest dobrze tak jak jest.
- Po wizycie będziesz musiała kochana do niego zadzwonić. I nie mów mi, że nie ! - przyjaciółka spojrzała na mnie srogim wzrokiem.
- Do niego ? No co Ty, po co ? - zaśmiałam się cicho.
Nie rozumiałam o co jej chodzi i po co miałam dzwonić do Toma jak nawet nie wiedział o tym, że jestem w ciąży. Miałam dzwonić i się chwalić ? Chociaż w tym przypadku wyglądało to by na gorzkie żale. Powiedzieć coś w stylu “ Hej Tom, byłam u lekarza, jest wszystko okej a za parę miesięcy będę wielorybem” ? Pewnie i tak miał mnie już za idiotkę a ja nie chciałam się bardziej pogrążać i tak byłam w kiepskiej sytuacji.
- No chyba Adam musi wiedzieć, że będzie ojcem nie ? - Katrin westchnęła tylko cicho .
No tak, miała na myśli Adama. Czemu od razu pomyślałam o Tomie? Dalej miałam męża, który będzie ojcem mojego dziecka. On też milczał. Decyzję o poinformowaniu go, że jestem w stanie błogosławionym też odkładam na później. Chciałam wszystko przeciągnąć jak najdłużej tylko by dało radę choć doskonale wiedziałam, że ta droga też do niczego nie prowadzi.

- Pani Anna Berg, proszę  - z zamyśleń wyrwał mnie głos lekarki, która wychyliła się z gabinetu.
Katrin pokazała mi tylko gest, że trzyma za mnie kciuki. Niepewnie weszłam do gabinetu. Pomieszczenie było bardzo jasne i duże. Nieświadomie poprawiłam włosy i usiadłam na krzesełku naprzeciwko Dr. Henze. Po krótkiej rozmowie zaprosiła mnie na rozkładany fotel po czym mój brzuch posmarowała żelem. Poczułam nieprzyjemne zimno. Po kilku chwilach przekręciła ekran w moją stronę, żebym mogła popatrzeć. Zaznaczyła kursorem obszar na monitorze a ja czułam jak tracę oddech. Leżałam jak sparaliżowana.
- Gratulacje. Mamy 9 tydzień i pięknie bijące serduszko - Dr Henze spojrzała na mnie a ja czułam jak zaraz wybuchnę płaczem.
Chciałam tego dziecka ? Sama już nie wiedziałam czego chciałam. Z moich oczu popłynęła łza.Chciałam wstać i wyjść, żeby zaczerpnąć choć trochę świeżego powietrza. Tyle czasu starałam się o dziecko a teraz kiedy nie był odpowiedni moment jest i będzie. Czułam się jak nastolatka, która czuła jak jej cały świat się zmieni nie o 180 stopni a o całe 360.
- Proszę się cieszyć ! W końcu się udało ! - lekarka ciepło się do mnie uśmiechnęła - zgram zdjęcie fasolki na nośnik no i oczywiście wydrukujemy. Tata zapewne się ucieszy. - uśmiechnęła się do mnie ponownie  tym razem bardziej czule.
Na słowo “tata” poczułam jak moje ciało bardziej drętwieje a jedyne co czułam to przechodzący nieprzyjemny prąd wzdłuż mojego kręgosłupa. Głośno tylko westchnęłam i drżącymi dłońmi wytarłam żel z brzucha. Poprawiłam bluzkę i usiadłam z powrotem na gorące krzesło pani doktor. Dostałam mnóstwo recept i zaleceń. W ręku trzymałam płytę i zdjęcie USG.  Kolejna wizyta za 3 tygodnie. Dr Henze miło się ze mną pożegnała a ja wyszłam z gabinetu. Nie zdążyłam odetchnąć po jakże stresującej wizycie a już zaatakowała mnie Katrin.
- No i jak ? - piszczała.
Głośno odetchnęłam i usiadłam na krzesełku. Wrzuciłam do torebki wszystko co dał mi lekarz.
- 9 tydzień, serce bije i jest okej… - powiedziałam z przekąsem i tak cicho jak tylko potrafiłam.
Katrin ponownie zapiszczała i rzuciła się na mnie. Chwyciła mnie w ramiona i mocno ścisnęła. Kątem oka spojrzałam jak dziwnym wzrokiem patrzą na nas inne pacjentki.
- Katrin… - szepnęłam i się zaśmiałam cicho.
Przyjaciółka mnie puściła z objęcia głośno się śmiejąc. Pokręciłam tylko głową i wyszłyśmy z budynku. Katrin w samochodzie nawijała bez końca jak to macierzyństwo to fajna sprawa a ja nie mogłam się skupić nad tym co do mnie mówi. Pamiętam jak wykonałam ostatni test - rzecz jasna negatywny - od kiedy z Adamem postanowiliśmy powiększyć rodzinę.


- Kochanie, a co byś wolała chłopca czy dziewczynkę? - Adam spojrzał na mnie gładząc moje włosy.
Leżeliśmy na łóżku a w ręku trzymałam test ciążowy oczekując niecierpliwie na wynik. Bez wątpienia najdłuższe 5 minut w moim dotychczasowym życiu. Zaśmiałam się tylko cicho patrząc na Adama wzruszając ramionami. A co to za różnica? Tak pragnęłam dziecka, że było mi to obojętne jakie będzie. Ważne, że będzie moje. Będzie nasze. Czułam jak czas leciał zbyt wolno. Korciło mnie, żeby kątem oka spojrzeć już na test, ale mój przyszły mąż trzymał mocno zacisniętą dłoń na mojej dłoni w której trzymałam pasek testowy. Czułam, że to odpowiedni czas na dziecko. Moi rodzice jak i również rodzice mojego narzeczonego byli dość oburzeni faktem, że jak to można mieć dzieci przed ślubem? Kierowali się niezmiennymi od lat stereotypami i działało mi to tylko na nerwy. Dla nas liczyły się tylko uczucia a nie świstek papieru z urzędu stanu cywilnego. Racja, ślub mieliśmy w planach, ale potrzeba posiadania dziecka za bardzo wzięła w górę. Staraliśmy się już od roku i nic. Okres jak na złość dosłownie przychodził w wyznaczone dni. Pełno wizyt u lekarzy, monitorowania cyklu, suplementy, badania i dalej nic. Wariowałam. Na ulicy widziałam same wózki albo kobiety w ciąży. Bałam się wychodzić z domu. Fala goryczy przelała się kiedy moja siostra zaszła w ciążę. Nieplanowaną. Obwiniałam Boga czemu to akurat ja muszę cierpieć i za jakie grzechy pokutuję. Pamiętam ten dzień kiedy urodziła. Wyszłam ze szpitala z płaczem. Wtedy Adam uświadomił mnie, żebym zaczęła się leczyć. Jak się okazało niepotrzebnie. Byłam całkowicie zdrowa. A dziecka jak nie było tak nie ma. Brałam coraz mniej zleceń. Siedziałam w domu i pracowałam w samotności. Olewałam przyjaciół, rodzinę. A kiedy miałam w sobie choć odrobinę siły na dalszą walkę to kolejna bliska osoba zaszła w ciążę. Błędne koło. Seks nie sprawiał już żadnej przyjemności. To był automat. Wyliczanie dni płodnych, obserwacja kiedy nastąpi owulacja, zastrzyk na pęknięcie jajeczka. Wkręcanie sobie objawów ciąży przed każdą miesiączką i to wszystko po to żebym znów się załamała. Na początku każdego nowego cyklu obiecałam sobie odpuścić. Psychicznie już nie dawałam rady. I tak przegrywałam sama ze sobą. Delikatnie poczułam kłucie w jajnikach, ból piersi, a i znów wracałam do punktu wyjścia. Adam delikatnie mnie szturchnął w ramię.
- Pokaż ja sprawdzę - uśmiechnął się do mnie czule.
Podałam mu do ręki test głośno wypuszczając powietrze z płuc. Zamknęłam oczy a w myślach modliłam się o dwie kreski. Adam się nie odzywał. Dotknął jedynie mojego kolana. Poprawiłam się na łóżku i dalej nie otwierając oczu szepnęłam żeby powiedział jak jest.
- Kotku, otwórz oczy - szepnął do mnie głaskając moje kolano.
Niepewnie otworzyłam oczy a on siedział naprzeciwko mnie. Patrzył na mnie nie okazując żadnych emocji. Spojrzałam na niego pytająco. Wszystko we mnie rosło od środka. Miałam ochotę wyrwać mu ten test z ręki i sama sprawdzić i zakończyć te męczarnie. Adam dotknął mojego policzka i nieśmiało pokręcił głową. Patrzyłam na niego jeszcze chwilę. Skuliłam się w kłębek. Znów zamknęłam oczy i niespodziewanie wybuchła płaczem. Straciłam już wszelką nadzieję, że kiedykolwiek będę matką. Co miesiąc ten sam scenariusz.


- Jesteśmy. - z zamyśleń wyrwał mnie głos Katrin - potrzebujesz czegoś?
Spojrzałam na nią uśmiechając się. Tyle dla mnie robiła. Postanowiłam sama wziąć sprawy w swoje ręce. Jak nie dla siebie to chociaż dla dziecka. Przecież teraz ono było najważniejsze. Tak bardzo go pragnęłam.
- Dziękuję za wszystko. Pójdę się położyć - uśmiechnęłam się i wysiadłam z samochodu.
Kiedy Katrin odjechała, bez większego namysłu chwyciłam za telefon z torebki i wybrałam dobrze znany mi numer.
-Cześć Ania - przeszedł po moim kręgosłupie dreszcz, który sparaliżował moje nogi.
-Cześć Adam. Słuchaj jestem w Berlinie, możemy się spotkać ? Musimy poważnie porozmawiać. - głośno przełknęłam ślinę. Byłam sama w szoku, że potrafiłam z siebie cokolwiek wydusić.
- Tak. Musimy poważnie porozmawiać. - powiedział niepewnie. - Za godzinę w Two..naszym mieszkaniu? - szybko się poprawił.
- W moim mieszkaniu. Czekam. - jasno dałam mu do zrozumienia, żeby nie liczył na amory ani nic w tym stylu. Rozłączyłam się.
Weszłam do domu spoglądając na cały bałagan. Szybko zabrałam się za sprzątanie, żeby sobie nie pomyślał, że to przez niego nie dbam o nic. Dalej nie potrafiłam zebrać się do kupy. Skończyłam trochę ogarniać mieszkanie i po chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Głośno wypuściłam powietrze z płuc i poszłam otworzyć. Kiedy zobaczyłam Adama miałam ochotę znów mu napluć w twarz. Brzydziłam się nim. Uśmiechnął się do mnie lekko. Kiedyś kochałam ten uśmiech a teraz wydawał mi się tak fałszywy, że czułam w żołądku delikatne kłucie.
- Wejdź - powiedziałam do niego niepewnie.
Adam wszedł do mieszkania. Ciągle na mnie patrzył.
- Czemu się tak na mnie patrzysz? - wypaliłam a on tylko pokręcił głową
- Bo mogę ? - zapytał znów się lekko uśmiechając.
Jaki bezczelny. Nie zaproponowałam mu nic do picia. Ani kawy, herbaty, wina nic. chciałam mu powiedzieć to co mam to powiedzenia i wyrzucić go za drzwi. Przeszliśmy do salonu. Usiadłam na kanapie, niepewnie usiadł obok mnie.
- Przepraszam..- szepnął a głos mu się załamał.
Myślami wracałam do tamtego wieczoru kiedy mnie upokorzył. Od razu przyszło mi na myśl żeby poruszyć też kwestię rozwodu.
- Jedno, jebane przepraszam nie wystarczy - syknęłam i mówiłam dalej - mamy kilka spraw do umówienia, nie licz na to, że rzucę się w Twoje ramiona- spojrzałam na niego.
- To był błąd cholerny jeden wielki błąd - zaczął się tłumaczyć i chciał dotknąć mojego kolana, ale w porę odsunęłam się na bezpieczną odległość.
Wybuchłam. Tym razem nie płaczem a się zdenerwowała. Bardzo się zdenerwowałam.
- Co Ty sobie myślisz?! - wybuchłam śmiechem - przyjdziesz do mnie z podkulonym ogonem a ja dalej będę naiwna ? Nie nie nie nie. - spojrzałam na niego gniewnie. - ale o jednym musisz wiedzieć - westchnęłam - ale to nic nie zmieni - podkreśliłam.
Patrzył na mnie zdziwionym wzrokiem a ja wstałam po torebkę. Wyciągnęłam z niej zdjęcie. Dawaj Ann, będziesz miała to już za sobą. Powoli wyciągnęłam do niego dłoń ze zdjęciem przedstawiającym moją małą fasolkę. Patrzyłam jak jego źrenice się rozszerzają. Siedzieliśmy dłuższy czas w ciszy.
- To nasze… - spojrzał na mnie.
- Nasze. A kogo niby ? Nic od Ciebie nie chcę. Na początku myślałam, żeby stworzyć mu pełną rodzinę. Ale nie. Za bardzo mnie upokorzyłeś. - przełknęłam głośno ślinę.
- Ania, jak dalej to sobie wyobrażasz? - spojrzał na mnie.
- Normalnie, weźmiemy rozwód i tyle. - zaśmiałam się.
Spiorunował mnie wzrokiem. Cisza trwała dość długo. Mam nadzieję, że układa sobie wszystko i przystanie na moją propozycję. Jednak nie spodziewałam się tego co miał mi do powiedzenia.
-O nie. Ja nie wiem czy to moje dziecko. Jak ten koleś się nazywał z klubu? Dobrze się bawiłaś? - spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. Że jak? Co on sobie myśli? Odbijanie piłeczki. Jak zawsze.
- Znakomicie - uśmiechnęłam się do niego podstępnie - tylko wiesz, jestem w 9 tygodniu więc nie możliwe żeby to było jego dziecko. - powiedziałam jednym tchem dość spokojnym głosem. Nie mogłam dać znać po sobie, że nieźle się we mnie od środka gotowało.
- No tak, Ty wszystko wiesz najlepiej - ukrył twarz w swoich dłoniach.
Kiwnęłam tylko głową na to bezsensowne zdanie co powiedział. Dłużej nie mogłam znieść jego obecności.  Wstałam z sofy i odgarnęłam włosy do tyłu. Założyłam dłonie na biodrach i wściekłym wzrokiem spojrzałam na niego.
-Mój prawnik się z Tobą skontaktuje. A teraz wyjdź - wysyczałam przez zęby.
Adam podniósł tylko dłoń na znak poddania się i bez słowa wyszedł. Kiedy usłyszałam trzasnięcie drzwiami odetchnęłam z ulgą. To dopiero początek wojny. Mimo, że wyszedł wiem, że nie odpuści. Usiadłam zrezygnowana na sofie i postanowiłam jak najszybciej skontaktować się z prawnikiem.



14 czerwca 2016, Los Angeles

Odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się dymem wymieszanym z rześkim powietrzem miasta. Stałem na wielkim tarasie oparty o srebrną balustradę i patrzyłem jak całe miasto budzi się do nocnego życia. Przyjemny, ciepły wiatr łaskotał mój nagi tors. Głośno westchnąłem kiedy poczułem na swoim ramieniu inną dłoń.
- Nie idziemy spać? - szepnęła brunetka.
- Ja jeszcze nie idę - odpowiedziałem krótko zaciągając się papierosem.
Znowu to robiłem. Staczałem się z dnia na dzień coraz bardziej. Wykorzystywałem dziewczyny i kazałem im grzecznie mówiąc spadać. Choć Emily była u mnie już od dwóch dni i nawet nie robiło mi to różnicy czy ona jest czy jej nie ma. Lecz muszę przyznać, że dziewczyna była naprawdę miła. I świetna. Czuliśmy się przy sobie dość swobodnie. Dziewczyna usiadła na krzesełku naprzeciwko mnie. Owinięta była jedynie w białą pościel. Patrzyła na mnie wielkimi oczyma. Patrzyłem na nią bez słowa kończąc palić papierosa. Niewiele rozmawialiśmy. Pewnie byśmy mieli tematy do rozmowy, ale nie miałem ochoty na żadne głębsze konwersacje. Ograniczałem się tylko do krótkich odpowiedzi albo mówiłem jej co bym chciał aby zrobiła. Podziwiam dziewczynę za cierpliwość i wytrwałość. Inna pewnie by uciekła z powodu braku zainteresowania z mojej strony. A seks? Seks to było jedno wielkie nic. Był sposobem na zagłuszenie samotności i własnych myśli. Na początku ten sposób sprawdzał się znakomicie, niestety znów dopada mnie pustka. Zachowywała się tak jakby mnie rozumiała.  O nic nie pytała. Do dziś.
- Tom, nie będziesz ze mną rozmawiał? Może rozmowa Ci pomoże? - przechyliła głowę na bok patrząc na mnie poprawiając kołdrę.
- O czym chcesz rozmawiać? Chyba na początku powiedziałem Ci, że żadnych rozmów. O życiu, pracy. - szepnąłem dość chłodnym głosem.
Zgasiłem papierosa o barierkę i wyrzuciłem niedopałek przed siebie. Kątem oka widziałem jak niespokojnie porusza się na krześle.
- Ale… - spojrzała na mnie przenikliwie.
- Zgodziłaś się. Zdania nie zmienię. Idź do domu, bo się przeziębisz - przerwałem jej i spojrzałem na swoje dłonie w głębi duszy śmiejąc się ze swojej udawanej troski.
Po chwili czułem jej ciepły oddech na karku. Czułem jak zalewa mnie zimno kiedy od tyłu mnie mocno przytuliła. Baby i przytulaski. Ja nie widziałem w przytulaniu nic nadzwyczajnego. Nie odepchnąłem  jej od siebie. Sam byłem pełen podziwu, że w jakiś sposób chciałem jeszcze w sobie zachować resztki męskiej godności. Jakkolwiek można by to nazwać. Mimo to, chciałem żeby tego nie robiła.
- Jaka była? Opowiesz mi? - nie dawała za wygraną.
Zaczęła mnie wkurwiać. Po prostu. Przez ostatnie dni było dobrze jak się nie interesowała. Teraz podejrzewam zaczęło jej zależeć i próbowała do mnie dotrzeć. Nie tędy droga maleńka. W jaki sposób wie o co chodzi?  Kobiety są bardziej przenikliwe i cwane niż myślałem. Zacząłem się zastanawiać czy nie ma daru czytania w myślach. Była akurat ostatnią osobą, której chciałbym się wygadać.
- Kto? Niby czemu uważasz, że o kogoś chodzi? - próbowałem zbić ją z tropu.
- Faceci tak się zachowują, kiedy próbują oszukać głos serca i zapomnieć o dziewczynie. Miałam do czynienia z wieloma facetami i tak to mniej więcej wyglądało. - powiedziała dość stanowczym głosem.
Co kurwa? Jaki głos serca? My, nie słuchamy żadnych głosów. Zero romantyzmu. Myślimy co najważniejsze głową. No i czasem innym sprzętem. Z jej wypowiedzi wywnioskowałem, że jednak znów trafiłem na romantyczną laskę a że amory mi nie w głowie postanowiłem tą znajomość skończyć szybciej niż się ona zaczęła. Poza tym co to za wyznanie o obcowaniu z wieloma facetami? Nienawidziłem kobiet, które po krótkiej znajomości mówią prosto z mostu ile to nie miały partnerów. Nie wyglądała na taką. Była słodka, drobna i niewinna. Podobna do Ann. Może dlatego właśnie tu była? Szybko starałem się odgonić te myśli i przystąpiłem do działania.
- Posłuchaj… - odwróciłem się do niej i spojrzałem jej w oczy - nie było i nie ma żadnej dziewczyny, poza tym nie muszę się Tobie tłumaczyć. Nie podoba się to wyjdź - pokazałem jej palcem drzwi wejściowe od tarasu.
Miałem nadzieję, że będzie na tyle rozumną kobietą i wyjdzie. Nic z tego. Chwyciła moją dłoń i się lekko uśmiechnęła. Powoli zbliżyła swoją twarz do mojej. Poczułem na wargach jej ciepły oddech. Patrzyłem na jej usta z fascynacją. Miałem ochotę żeby znów ich użyła w mało przyzwoity sposób. Postanowiłem jednak tym razem się wstrzymać od wszelkich zabaw i wybadać sytuację. Nie mogłem pozwolić sobie na to, żeby zaczęła czuć do mnie miętę czy co najgorsze żeby zaczęło między nami iskrzyć, choć z mojej strony to było raczej niewykonalne.
- Emily, posłuchaj mnie uważnie - odsunąłem ją od siebie - jakby Ci to powiedzieć - głośno westchnąłem.
- Najlepiej najprościej. - przełknęła ślinę dość głośno.
Widziałem, że się denerwuje. Musiałem włączyć w sobie tryb dawnego Toma Kaulitza i po prostu być najzwyczajniej w życiu chamem. Nie chciałem wchodzić z nią w zawziętą dyskusję, więc musiałem sprawę postawić jasno. Co wcale takie proste nie było.
-To tylko seks. Nic więcej nie dostaniesz ode mnie więc niczego nie oczekuj. Jeżeli się nie podoba to możesz wyjść - spojrzałem na nią i widziałem jak lekko się uśmiecha.
- Ale musiała Cię zranić, Tom. - pokręciła głową, weszła do mieszkania i położyła się do łóżka.
Śledziłem ją wzrokiem zdziwiony, że z łatwością przyjęła to co jej przed chwilą powiedziałem. Inne zawsze wpadały w histerię a Emily jak gdyby nigdy nic położyła się. I to z uśmiechem. Nie potrafiłem rozszyfrować czy powstrzymywała się od tego, żeby się ze mnie pośmiać czy już była tak doświadczona przez życie, że nie robiło to na niej żadnego wrażenia. Spojrzałem jeszcze raz na oświetlone nocą miasto i wróciłem do mieszkania. Emily leżała na łóżku i przeglądała coś w telefonie. Z profilu była podobna do Ann. Miała jasną nieskazitelną cerę, duże zielone oczy - fakt, to chyba był jedyny szczegół, które je różnił, tamtemu błękitowi oczu nic nie dorówna - i długie brązowe włosy. Położyłem się obok niej. Spojrzała na mnie z uśmiechem i położyła głowę na moim nagim torsie. To jednak nie był koniec wszystkiego.
- Tom, ona nie jest tego warta abyś się tak zadręczał - spojrzała mi w oczy.
Patrzyłem na nią zdziwiony. Co do chuja? Co ona mogła wiedzieć. Nie znała jej tak samo nie znała mnie. Zaczęła wchodzić w moje życie z buciorami co naprawdę bardzo mnie irytowało. Miałem ochotę wyrzucić ją za drzwi. Czasem odnosiłem wrażenie, że nasze spotkanie zaaranżował Bill a z drugiej strony był na to za mało rozgarnięty. Zrozumiał, że z Ann sprawa skończona i codziennie mi gderał, żebym się ogarnął a inna miłość jest na wyciągnięcie ręki. Lecz to co robił było sprzeczne. Kiedy przyprowadzałem kogoś do domu Bill robił niezłą jazdę. Był dobrym aktorem i odgrywał niezłe scenki. Dziewczyny wychodziły obrażone, że rzekomo kogoś mam. Też już miałem go dość. W głębi duszy wiedziałem, że chce dobrze i się po prostu martwi. Jeszcze raz spojrzałem na Emily. Chwyciłem ją trochę mocniej za włosy. Pisnęła.
-Emily, to nie ma sensu a takie zagadywanie mnie jest irytujące. Nic się dowiesz. Nie rób sobie nadziei na nic. Ubierz się i wyjdź - wysyczałem przez zęby.
Nie lubiłem być aż tak chamski, ale z dziewczynami po dobroci nigdy nie da rady. Dalej trzymałem w dłoniach pukiel jej włosów. Wiła się na łóżku przymykając oczy. Cholera, wiedziała co na mnie działa i zaczęła swoje gierki. Oblizywała usta i cicho się śmiała.
- Trzymasz moje włosy więc chyba tak naprawdę nie chcesz żebym wyszła? - wymruczała.
W jednej chwili rozluźniłem swoją dłoń. Głośno odetchnąłem.
- Wyjdź - powtórzyłem odsuwając się od niej na bezpieczną odległość. Na wypadek gdyby się na mnie rzuciła z pretensjami dlaczego ją tak traktuję.
Patrzyła się na mnie cały czas. Pytająco na nią spojrzałem. Czemu nie wychodzi ? Moją uwagę odwrócił wibrujący telefon na szafce nocnej. Niepewnie chwyciłem aparat.
" Wracamy. Za godzinę będziemy w domu. Mamy Ci mnóstwo do opowiedzenia".
Fuck. Jeszcze mojego brata tu brakowało i jego wykładów o moralności. Spojrzałem na Emily, która niechętnie podniosła się z łóżka i zaczęła zbierać swoje rzeczy pośpiesznie się ubierając. Rozłożyłem się wygodnie i patrzyłem w sufit. Czekałem aż wyjdzie. Emily nieśmiało nachyliła się nade mną.
- Zadzwoń jak ogarniesz swój życiowy bajzel - szepnęła i delikatnie musnęła mój policzek.
Kiwnąłem głową ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Wyszła delikatnie zamykając za sobą drzwi. Nie miałem ochoty nawet jej odprowadzać. Niech wie, że raczej się już więcej nie spotkamy. Chwyciłem za laptopa i postanowiłem trochę popracować zanim wróci Bill.

Komentarze